PORADNIK DLA GITARZYSTÓW

CHILDREN OF BODOM w Hamburgu

Moje marzenie się spełniło! …. koncert „CHILDREN OF BODOM” w Hamburgu !

Gdy miałem 14 lat pierwszy raz posłuchałem Children of Bodom (COB) na obozie wakacyjnym. W ciągu roku ten zespół stał się moim ulubionym. I właśnie muzyka tego zespołu zainicjowała w mojej głowie myśl….myśl o kupnie gitary. Moja pierwsza gitarę dostałem niespełna pół roku temu na urodziny, spędzam przy niej codziennie trochę czasu.

Bodajże 4 miesiące temu odbył się koncert zespołu Perfect, przed tym koncertem rozmawiałem z dziewczyna o muzyce, zespołach z Finlandii etc. . I podczas tej właśnie rozmowy wprowadziłem wątek bodajże taki: ze na oficjalnej stronie COB jest rozkład koncertów po europie promujących nowa płytę „Are You Dead Yet?”. Główna nasza myśl była taka, że fajnie było by pojechać kiedyś w życiu na taki poważny koncert do wielkiego miasta i chociaż na chwilkę wyrwać się z małego miasta Czersk w Woj. Pomorskim. To o czym rozmawialiśmy w parku to były tylko marzenia szesnastolatków, jednak nadążyła się nam wielka okazja!. Ponieważ ojciec Sylwii (mojej dziewczyny) pracuje w Niemczech a data tego koncertu tzn. 2.02.06 była cudowna ponieważ w tym czasie w naszym województwie trwały ferie zimowe. Gdy każdy z Nas poprosił swoich rodziców, okazało się że możemy tam pojechać, rzecz jasna że z ojcem Sylwii. Bilety kupił jej ojciec miesiąc prędzej aby nie wynikły żadne problemy z nabyciem ich. Czas w szkole
dłużył się nieubłaganie, w naszych głowach była tylko jedna myśl KONCERT! W końcu ferie się rozpoczęły a już za 2 dni, znaczy się w niedziele wyjechaliśmy do Hamburga. Koncert miał się odbyć w czwartek w jednej z starych niemieckich hal tzn. w MarktHalle. Chodząc po Hamburgu zauważyliśmy pewien plakat mówiący ze o godzinie 17 w wielkim domu handlowym „Saturn” odbędzie się sesja z autografami członków zespołu. Tego nie można było przegapić!

Czas minął bardzo szybko i już czwartek! Śniadanie – toaleta – metro i już w centrum Hamburga. W Saturnie pojawiliśmy się o 16. Zespół „wpadł” do tego domu handlowego gdy w głośnikach poleciała piosenka promująca płytę ”In Your Face”. Odbyła się sesja autografów i szybko trzeba było uciekać do MartkHalle bo czas płynął nie ubłaganie. A oczywiście dobre miejsce na sali było bardzo ważne!

I wielki Metal Battle rozpoczął się! Najpierw zagrał support Childrenów czyli One Man Army And The Undead Quartet i Ektomorf. Grali porządnie, ostro z wielkim wykopem …. szalone pogo zawładnęło całą salą. Była to dla nas troszkę masakra tzn. jesteśmy siedemnastolatkami mającymi po 165cm wzrostu otoczeni przez rzeźnickie pogo dwu metrowych mężczyzn. Jakoś dało się to przeżyć, zabawa … była nieziemska. Następnego dnia zauważyłem ze pozostało mi po tym podbite oko …. ale było warto .
Przez następne 30minut był rozkładany sprzęt Children of Bodom. Publiczności się już troszku niecierpliwiła bo każdy chciał w końcu zobaczyć ten koncert. Najpierw Poleciało Intro (Drink It Up by NWA). A potem:

Ekspresywnie na scenę wpadł zespól. Oczywiście moja uwaga zwrócona była na wokalistę i zarówno gitarzystę Alexiego Laiho. Miał ze sobą swoją piękną gitarę ESP (kształt: a’la Jackson RR czyli strzałka jednak z wydłużonym dolnym rogiem, wersja sygnowana na http://www.espguitars.com/guitars_alexi.html). I koncert rozpoczęty! Na początek zagrali Living Dead Beat …. małe intro Janne Warmana na klawiszach … potem zaczął „śpiewać” Alexi, następnie wpadający w ucho refren i na koniec gitarowo-klawiszowe solo! Chciałbym dodać że w COB solówek nie brakuje.

Następną piosenką był Sixpounder…dzięki ciekawym ustawieniu multiefektu Alexiego, znaczy się Rocktron’a Intellifex’a utwór był niezłym kopem!

Pozostałe utwory były także szybkie i bardzo dynamiczne i oczywiście należy wspomnieć o solówkach, solówkach i jeszcze raz piekielnie szybkich solówkach WildChild’a.

W mojej pamięci na zawsze pozostanie refren z utworu Hate Crew Deathroll, w którym muzyka zwolniła a słowa tego podtrzymującego na duchu hymnu śpiewał Laiho z cała widownią !

We’re hate crew, we stand and we won’t fall…
We’re all for none and none for all.
Fuck you! We’ll fight til’ the last hit
And we sure as hell ain’t taking no shit!

…..po tym oczywiście szalone solo….

Na bis poleciał Downfall i w ten sposób koncert który będę pamiętał do końca swojego życia dobiegł końca….

Kilka dni później wróciliśmy do szarej polskiej rzeczywistości, lecz w naszych oczach wciąż pozostał ten ogromny show. I jedna wielka tęsknota…….to były najwspanialsze ferie zimowe w moim życiu(‘06).

Autor: Grzegorz Gromowski

Comments are closed.

Wykorzystuję pliki cookies w celu prawidłowego działania strony, korzystania z narzędzi analitycznych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? polityka prywatnosci

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close