PORADNIK DLA GITARZYSTÓW

Steve Vai – koncerty gitarowe

Niniejsza opowieść bierze swój początek pewnego pięknego czerwcowego przedpołudnia, kiedy dotarła do mnie wiadomość, która wydawała się zbyt piękna, by mogła być prawdziwa- „16.10.2005 – Zabrze- STEVE VAI”. Niedługo przedtem oglądałem wspaniałe DVD Mistrza i wiedziałem, że nie mogę przepuścić tej okazji. Na szczęście wszystko potoczyło się gładko- rezerwacja, radość z biletów trzymanych w ręce, oczekiwanie, aż w końcu nadszedł dzień koncertu…
Jako support wystąpił Eric Sardinas, z godzinną porcją ekstremalnie żywiołowego, zagranego z szaleńczą pasją blues-rocka. Jego solówki przy użyciu techniki slide trudno porównywać z popisami „wymiataczy” spod znaku Shrapnel Records, zamiast matematycznie precyzyjnych przebiegów usłyszałem pełne wigoru , agresywne licki okraszone efektownymi glissami i wyjącymi sprzężeniami. Potrafił rozpętać na scenie prawdziwe pandemonium, stojąc wśród oparów dymu jak „kowboj z piekła” z piosenki Pantery, by po chwili zaśpiewać przejmującą bluesową balladę przy akompaniamencie wyciszonej gitary. Myślę, że Duane Allman uśmiechnął się z chmur…
Po ekscesach „kowboja” nastapiła chwila oddechu, po czym dym nad sceną znów zgęstniał i zaczęły pojawiać się gwiazdy wieczoru… Billy Sheehan, Tony McAlpine za klawiaturą, energicznie bębniący Jeremy Colson, Dave Weiner… Jako ostatnia wkroczyła na scenę wysoka postać w habicie, dzierżąca lśniącego dwugryfowego Ibaneza. Widownia powstała z miejsc.
Pierwszym utworem był pochodzący z najnowszej płyty „Glorious”. Szybko okazało się, że pod habitem Vai skrywał swój typowy sceniczny strój. Nastąpił wspaniały, pełen brawurowych popisów i emocji set klasycznych utworów Mistrza
przemieszanych z repertuarem ze świeżego „Real Illusions”. Wspaniale wypadło „Crying Machine” z gitarowym dialogiem Vai-McAlpine w środkowej części, totalna euforia zapanowała przy zapierającym- jak zwykle- dech w piersiach „Whispering a Prayer”. Publiczność regularnie wstawała, gromkie brawa rozlegały się zarówno po kolejnych utworach, jak i w trakcie szczególnie wirtuozerskich solówek. Po krótkiej przerwie Vai zaskoczył fanów akustycznym setem, w czasie którego zabrzmiała m.in. najbardziej znana z jego „bezprądowych” kompozycji, „Sisters”. Po solówce perkusisty Steve wkroczył na scenę w przyozdobionym laserami stroju i z gitarą o świecącym gryfie. Podczas trzeciej już godziny koncertu zabrzmiały kolejne utwory, równie entuzjastycznie przyjmowane przez widownię. Billy Sheehan dał solowy popis, w którym nie odkrył może Ameryki, ale potwierdził wspaniałe opanowanie instrumentu. Przy „My guitar wants to kill your mama” z repertuaru Zappy na scenie pojawił się ponownie Sardinas, po czym nastąpił brawurowy jam, gitarowe solo zagrał też Sheehan, z którym zamienił się na instrumenty McAlpine. Zespół zachowywał się, jakby był to już koniec koncertu, ale zarówno Vai, jak i publiczność nie mieli wątpliwości, że do prawdziwego zakończenia upłynie jeszcze trochę czasu. I nie mylili się. Steve szybko wrócił na scenę z podniosłym „Liberty” i swoją koronną kompozycją „For the love of God”, podczas którego zgromadzonych ogarnęło totalne uniesienie…
Koniec. Szum w uszach.

Świadomość obcowania z geniuszem. Z wielką muzyką. Z muzyką ponad podziałami gatunkowymi. Niezapomniane przeżycia…

Autor: Jacek Podlewski dla Guitarnet.pl

Comments are closed.

Wykorzystuję pliki cookies w celu prawidłowego działania strony, korzystania z narzędzi analitycznych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? polityka prywatnosci

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close